Obudziłam się dość wcześnie. Pieszczocha jeszcze spała. Wstałam z wodnego, dosłownie, łóżka i pochyliłam się nad wodną podłogą. Umyłam sobie twarz i popatrzyłam na odbicie. Miałam przeraźliwie jasną karnację, intensywnie niebieskie oczy i platynowe włosy, brwi. Mimo to podobałam się sobie. Wśród dziewczyn w mojej szkole, z której większość była wielką jak żyrafa brzydką brunetką, cieszyłam się, że moja uroda wyróżniała się na ich tle. Jak wspominałam już, byłam drobna.
Rozejrzałam się po moim małym pokoju. Postanowiłam wypróbować swoje umiejętności.
Wszystkie myśli skupiłam na wodzie. Powoli podnosiłam rękę. Udało się! Uniosła się [woda]. Podnosiłam ją [rękę] wyżej i wyżej... W końcu złapałam w ręce kulkę z wody. Tak jak dawniej robiłam to nie panując nad tym, teraz panowałam. Nadal skupiona obracałam to, co wyczarowałam w rękach.
Nawet nie zauważyłam kiedy wąż zaczął mi się przyglądać.
- Brawo!- syknęła przyjaźnie, po czym wolno spełzła z łóżka.- Która godzina, wiesssszzzz może?
Wyciągnęłam mój telefon z kieszeni. Chociaż on nie jest z wody. Niech to szlag! Nie działa. Za dużo tu wody.
- Nie mam pojęcia.
- W takim rassssie pójdźmy jussssszzz aby uniknąć bardzo możliwego ssssspóźnienia. Tak jak wczoraj.
Usiadłam w lotosie na wodzie i tak jak wczoraj gorąco myślałam, tyle, że tym razem o tym, że chcę znaleźć się na dole. Po minucie już tam byłam, wstałam i poszłam za moim przewodnikiem.
- Gdzie to właściwie jest i CO?- spytałam.
- Najpierw idziemy na ceremonię psssszzzyjęcia do Waterlandu, gdzie spotkassssz sssię z naszą władczynią.
W oddali ujrzałam gigantyczny zamek. Naturalnie, był cały z wody. Przekroczyliśmy już próg. W środku był... jeszcze większy niż na zewnątrz. Pomyślałam, iż mieszka tu dużo stworzeń. Tak też było.
Na parterze było dużo wolnego miejsca, gdzie wodne istoty wraz z istotami fizycznymi bawiły się w berka. Po dwóch stronach-prawej i lewej- rozciągały się wielkie schody. Tuż koło nich za wodną szybą spadały wodne kaskady w formie wodospadu. Na górze, pośrodku obu końców schodów znajdowały się wielkie wrota. Za nimi, gdzie już weszliśmy, była ogromna, naprawdę ogromna sala. Przybierała kształt prostokąta. Oświetlały ją wodne świeczki w najróżniejszych kolorach. Było bajecznie. Na końcu pomieszczenia siedziała starsza kobieta z ciałem fizycznym ubrana w różne odcienie niebieskiego i w lodowej, dużej koronie. Pieszczocha wspomniała, że to, co władczyni ma na głowie, jest z lodu, gdyż jest tak mądra, że zamraża umysłem swoje nakrycie. To było niedorzeczne, ale cóż.
Usiadłyśmy przy jednym z długich stołów, wąż ułożył mi się w nogach. Koło mnie znajdowała się inna dziewczyna. Miała wielkie, niebieskie oczy i krótkie, tuż przy brodzie platynowe włosy. Też była drobna.
- Cześć- zagadałam.
- Hej.
- Jak się masz?
- Dobrze, a Ty?
- Też.
Ta rozmowa nie trzymała się kupy. Postanowiłam ją ożywić.
- Wiesz może, po co tu jesteśmy? I co nam zrobią?
- Nie- mruknęła.
- Hej. Jestem taka jak Ty. Tak samo jestem ciekawa i się boję. Możemy porozmawiać jak... człowiek, który nie wie co się z nim stanie z drugim, który jest w podobnej sytuacji.
Obserwowałam ją. Uśmiechnęła się.
- No dobrze. Wybacz, jestem dość nieśmiała i zaskoczyłaś mnie, że tu usiadłaś. W moim otoczeniu mało kto mnie lubi. Wiesz, jestem takim odludkiem, powiedzmy. Lubię czytać książki. W mojej klasie byli sami matematycy. Różnica zdań, wiesz jak to jest- byłam zaskoczona, że nagle tak się rozgadała. Ale mile zaskoczona. Teraz ja uśmiechnęłam się.
- Elena- przedstawiłam się.- Miło mi.
- Hanna.
- Hm... Mówiłaś coś, że lubisz czytać, tak?
Nie odpowiedziała, gdyż władczyni powoli wstała i zaczęła swoją mowę.
- Witajcie, moje piękne istoty- zaczęła ze szczerym uśmiechem.- Zebraliśmy się tu, aby uświadomić młodzież w tym, kim są. Każdy z Was w większym lub mniejszym stopniu potrafi władać wodą, dlatego zabraliśmy Was tutaj, gdzie nauczycie się, jak nad tym panować. Na końcu nauki staniecie się wodnymi istotami i poza światem naszych czterech żywiołów osoby fizyczne- tak jak Wy teraz- nie będą Was widzieć. Ja i parę innych zaawansowanych magów możemy Was ujrzeć praktycznie zawsze.
Na chwilę przerwała, napiła się wody i mówiła dalej.
- Wiecie gdzie znajdują się Wasze mieszkania. Po powrocie do nich, znajdziecie tam potrzebne książki i przybory do szkoły. Wasze zwierzęta oprowadzą Was po naszym świecie i będą informować, jeśli nastąpi zmiana rozkładu zajęć. Tak trochę z innej beczki, wracając do tego, kim się staniecie w przyszłości- na razie będziecie żywić się normalnym, ludzkim jedzeniem, potem zaś zaprzestaniecie tego, gdyż nie będzie Wam to w ogóle potrzebne do szczęścia. Myślę, iż tyle informacji na razie Wam starczy. Rozejrzyjcie się wraz ze swoimi pupilami po okolicy. Życzę miłego roku!
Władczyni usiadła i zaczęła gawędzić z innymi magami, wszyscy zaczęli się rozchodzić. Pieszczocha podniosła łebek na wysokość mojego brzucha i w takiej pozycji sunęła koło szczura Hanny, parę metrów przed nami. Ruszyłyśmy za zwierzakami.
- Tak więc...- tym razem ona zaczęła pogawędkę- przyszedł do Ciebie ten wąż? Jak ma na imię?
- Owszem. Pieszczocha- kobra odwróciła na chwilę głowę i kiwnęła do nas przyjaźnie głową.- A do Ciebie ten szczur, tak? A on jak się wabi?
- Yhym. Wszedł przez okno. Twój też? Nazywa się Kiciuś.
- Kiciuś?- zaśmiałam się.- Tak. Byłam bardziej zaskoczona, niż przestraszona.
- Nie pytaj!
Nasze pupile wprowadziły nas na błonia. Okazały się one małym jeziorkiem, do którego spływała krystalicznie czysta woda z wodospadu. Zresztą, wszędzie woda była tak czysta, że można było się w niej oglądać, tak jak ja rano.
- Tutaj mosssszecie pssssszzychodzić po lekcjach poćwiczyć ssswoje umiejętności jak i odpocząć. Wokół jessst tyle wody, że praktycznie wssszędzie możecie się umyć, dlatego tessszz o tym nie wssspominam- nie trudno zgadnąć, z czyjej... mordki? padły te słowa.
Poszliśmy dalej, gdzie znalazła się jadalnia. Gdzie indziej, za zamkiem gdzie mieszkała władczyni i wiele innych stworzeń, było miejsce, które bardzo mi się spodobało- ogród z kwiatami. Oczywiście, kwiaty były z wody. Nawet nie wiecie, jak piękna jest wodna róża. Czułam, że to tutaj będę przesiadywała długie godziny. Być może z Hanną, jeśli uda mi się nawiązać z nią bliższy kontakt co chyba, skoro przełamałam pierwsze lody, nie będzie takie trudne. Chcę mieć z kim pogadać, oprócz Pieszczochy, która czasami potrafi być małomówna chociaż znamy się krótko.
Zwierzaki powiedziały, że z czasem poznamy jeszcze parę miejsc wartych uwagi, ale skoro jest już popołudnie, to pewnie jesteśmy głodne, tak więc zawróciliśmy do jadalni. Był tam szwedzki stół i, kiedy tylko kończyło się jedno danie, dajmy na to frytki, miska z nimi sama napełniała się drugą porcją przekąski. Jedzenie było chyba jedyną rzeczą nie składającą się w stu procentach z wody.
Nałożyłam sobie na wodny talerz placki ziemniaczane z surówką i boczniakami, do tego wiśniowy kompot, a Hanna wzięła pierogi z kapustą i grzybami i herbatę z cytryną. Usiadłyśmy przy jednym ze stołów, nasze zwierzaki powiedziały, abyśmy po zjedzeniu spotkali się koło wodospadu, to pokażą nam jeszcze coś.
- Boisz się trochę?- spytałam bezsensownie.
- Już nie!- krzyknęła radośnie z kawałkiem pieroga na widelcu.- Tu jest przepięknie, naprawdę! I czuję, że nie dość, że jestem bezpieczna, to jestem w swoim świecie- była wyraźnie szczęśliwa.
- Cóż, też mi się tu bardzo podoba. Tyle, że trochę obawiam się tej przemiany. Staniemy się istotami eterycznymi, tak? Tyle, że z wody. Takie nimfy wodne.
Trochę pogawędziłyśmy sobie jeszcze o wszystkim i niczym. Była miła i- teraz- otwarta. Wspominała, że jest nieśmiała dla nieznajomych i osób, które... hm, nie przypadną jej do gustu. Ucieszyłam się, chociaż komuś spodobała się moja osoba.
Piętnaście minut później obydwie miałyśmy czyste talerze jak i sprzątnęłyśmy napoje, które sobie nałożyłyśmy. Ruszyłyśmy do zwierzaków, które jak głupie taplały się w wodzie tuż koło wodospadu. Dziwny widok tańczącej wodnej kobry z wodnym szczurkiem. Ale wiecie... tu nic nie jest normalne. No, prawie.
- Ekhm... Nie chcę wam przeszkadzać, ale... ekhm!!- zwróciłam się do nich.- Dobra, zaprowadzicie nas aby pokazać to obiecane..."coś" i odprowadzicie do domu, możecie siedzieć tu do woli. Chodźmy.
Spoważnieli, chociaż nadal raz po raz chichotali pod nosem. Co za świat.
Przeszliśmy szczeliną, która znajdowała się pomiędzy lewym bokiem wodospadu, a wielkim klifem. Tu było... znowu pięknie. Jednak inaczej.
- Władczyni wsssspominała wam o czterech żywiołach. Tu właśnie widzicie je w oddali- powiedziała Pieszczocha.
Spojrzałyśmy w dół. Byliśmy na wysokości paru metrów, a staliśmy na balkonie. Nie tak daleko, po lewej stronie ujrzeliśmy jedną wielką czerwono- pomarańczową kulę. Tym razem Kiciuś wyjaśnił, że tam jest żywioł ognia i uczniowie są edukowani, jak nim się posługiwać. Tak samo było w innych królestwach- powietrza i ziemi. Każdy władał czymś innym, aby zachować zdrową kolejność rzeczy, jak powiedziały nam pupile.
- I pamiętajcie. Nie możecie udawać się do innych królestw bez pozwolenia opiekunów, to znaczy na przykład nauczycieli; władczyni czy kogokolwiek uprawnionego- przestrzegł szczur.
Chwilę podziwialiśmy po czym wróciliśmy. Pożegnałam się z Hanną, moja kobra z jej szczurkiem i przetransportowałyśmy się do domu.
Na stoliczku obok łóżka, który dopiero zauważyłam, leżało parę nowych rzeczy. Spojrzałam tylko na plan zajęć- dopiero o piętnastej miałam być w zamku, więc postanowiłam, że to wszystko obejrzę jutro. Położyłam się na łóżku i momentalnie odpłynęłam.
Mamy i drugi rozdział!
Zastanawiam się nad zrobieniem takiej zakładki na blogu, gdzie opiszę parę postaci z opowiadania. Najpierw jednak ogarnę, jak to się robi. :/